piątek, 5 października 2012

Wietnam c.d.

Cóż, mam ponad miesiąc obsuwy w pisaniu, na Syberii niestety nie było za dużo internetów natomiast po powrocie zostałam brutalnie zderzona z rzeczywistością w postaci sesji która trwała i trwała i nie chciała się skończyć. Ale wszystko nadrobię.



Zaskakujące, jak szybko mózg przyzwyczaja się do nadmiaru bodźców jakim jest wietnamska ulica, jeśli ktoś ma ochotę zaznać chaosu, niech wybierze się do Wietnamu i stanie na skrzyżowaniu, wrzask, smród, klaksony setek motorków, chodniki, jeśli są, zwykle i tak służą za parkingi. W ogóle wielkim wyzwaniem jest przechodzenie przez ulicę, najlepszą strategią wydaje się iść ruchem jednostajnym prostoliniowym i liczyć na to że motorki jakoś cię ominą.



W kwestii wietnamskiego jedzenia nie mogę się za dużo wypowiedzieć, ponieważ zdążyłam zjeść tylko dwa posiłki zanim przerzuciłam się na kleik dla niemowląt. Na szczęście jednym z nich była słynna zupa Pho, i była zajebista. Jadłam ją późnym wieczorem na straganie koło dworca w Sajgonie, było to ciekawe doświadczenie, idziesz sobie spokojnie a tu pani cię zagania do swojego straganu krzycząc na ciebie "pho! pho!", dajesz się skusić, na migi ustalasz z panią cenę, pani nakłada do wielkiej michy makaronu, odkrawa nożyczkami fragmenty kury która być może leży tam od rana, wszystko zalewa bulionem który strach pomyśleć z czego może być zrobiony, i podaje do stołu przy którym próbujesz się zmieścić na małym plastikowym krzesełku. Na stole już czekają świeże zioła, limonka i chilli którymi doprawiasz swoją zupę i zaczynasz walczyć z pałeczkami, pocąc się przy tym obficie bo mimo późnej pory temperatura nie spadła poniżej 30 stopni, wszyscy wokół się z ciebie śmieją i zagadują po wietnamsku. Pani  podaje ci dziwną żółtą herbatę z lodem, włącza ci się alarm - kostki lodu - brudna woda - zatrucie pokarmowe - śmierć w męczarniach, ale stwierdzasz że skoro wszyscy tutaj to piją to ty też przeżyjesz...
Piłam też sok z trzciny cukrowej, która to trzcina była składowana na chodniku pośród szczurów, ale ten sok jest na prawdę wspaniały, muszę kiedyś wrócić do Azji Płd-Wsch chociażby dla tego soku, jeśli wiecie czy w innych częściach świata jest dostępny koniecznie dajcie znać. Kosztował 5000 dongów, czyli jakieś 75 groszy, to wcale nie tak tanio, bo paczka papierosów (wcale nie najtańszych) kosztowała 4000 (60gr). W Wietnamie byliśmy milionerami.

Tak jak w Kambodży, w Wietnamie widać pozostałości francuskiej kolonizacji: popularne są bagietki i kawa, choć kawa oczywiście w wersji asian, tj. mocna, słodka i z mleczkiem skondensowanym, często również z lodem.

Do sekcji kulinarnej dodam jeszcze obserwację, że w Hanoi nie ma bezdomnych psów, jeśli wiesz co chcę powiedzieć.

Tak wygląda typowa wietnamska restauracja:




W Wietnamie prawie nie ma normalnych sklepów, są tylko stragany z różnym asortymentem i tłumem przekrzykujących się ludzi, obowiązuje targowanie się, no makabra. + sterty śmieci i szczury.

Bezpieczeństwo przede wszystkim:


Wrzucę jeszcze focię suszonego żółwia ze świątyni w Hanoi:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz