poniedziałek, 23 lipca 2012

Singapur

Singapur -- 137km na północ od równika (137, muahahahahahaha), 710 km$^2$, 5.2mln mieszkańców, co daje trzecie miejsce na świecie w kategorii gęstość zaludnienia. 63 wyspy. 4 języki oficjalne (angielski, mandaryński, tamilski, malajski), trzy alfabety (łaciński, chiński uproszczony, tamilski). Zaledwie 200 lat temu był pokryty równikowym lasem deszczowym, zaledwie 50 lat temu odłączył się (uwolnił?) od Wielkiej Brytanii.
Klimat tropikalny równikowy, temperatura między 25 a 32$^o$C, wilgotność około 80%.
Strefa czasowa GMT+8.
Słońce wschodzi koło 7, zachodzi koło 19, i tak przez cały rok. Miałam nadzieję że gwiazdy będą jakoś fajnie i inaczej niż z Polski wyglądać, ale zanieczyszczenie świetlne jest tak duże że ich w zasadzie nie widać.





Wiele przewodników podaje, że główną atrakcją Singapuru są zakupyzakupyzakupy, ale ja akurat mam alergię na galerie handlowe. Jednak poszłam raz dla towarzystwa. Otóż galerie handlowe w Singapurze są takie same jak gdzie indziej. Głośne, zatłoczone i odrażające.

Za to podobają mi się parki i rezerwaty przyrody. Spacer po równikowym lesie deszczowym to jednak jest przeżycie. Mogłabym godzinami gapić się na małpy, jaszczurki i kwiatki. Nawet mi nie przeszkadza że spływam potem.



Zdarzyło mi się też że spacer po lesie przerwała mi porządna tropikalna ulewa. Siedziałam sobie pod wiatą a wokół dżungla i deszcz. Jeden z najprzyjemniejszych momentów mojego tutaj pobytu.

Singapurskie zoo jest okropnie drogie, więc z początku byłam do niego nastawiona niezbyt przyjaźnie, ale za możliwość pomiziania lemura zapłaciłabym i trzy razy więcej. A nawet gdyby nie lemur - warto było.



Przewodniki zwykle zachwycają się nad wielokulturowością Singapuru. Rzeczywiście, spotyka się różne kolory skóry a świątynie różnych wyznań stoją koło siebie. Ale jednak panuje paskudna segregacja rasowa, wystarczy popatrzeć jakie kolory skóry są nadreprezentowane wśród pracowników fizycznych, jakie wśród powiedzmy pracowników banku, a jakie w labie. Studenci też łażą rozłącznymi grupkami w zależności od pochodzenia.




Komunikacja miejska Singapuru uważana jest za jedną z najlepszych na świecie, czemu ani trochę się nie dziwię. Czysta, szybka, punktualna, bezproblemowa, niezbyt droga. Obowiązują wysokie kary za śmiecenie, jedzenie, picie, plucie, palenie, wnoszenie durianów.
Samochody jeżdżą po lewej stronie drogi albowiem znajdujemy się w byłej kolonii brytyjskiej. Stwarza to regularnie zagrożenie dla mojego życia i zdrowia.

Singapur jest podobno jednym z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Tak, bezpieczeństwo jest tutaj bardzo cenione, więc wszystko się monitoruje, podsłuchuje itd. Dzięki temu mogę sobie iść pobiegać o drugiej w nocy i się nie mam czego bać (nie do pomyślenia w Krakowie).
Za posiadanie narkotyków grozi kara śmierci. Nawet za posiadanie śladów narkotyków w organiźmie, nawet jeśli zostały spożyte poza granicami Singapuru, można iść do więzienia i dostać idiotycznie wysoką grzywnę.
Praktykuje się również karę chłosty, np. za przekroczenie dozwolonego terminu legalnego pobytu, albo za graffiti, albo za seks z nieletnią (poniżej 16 roku życia), albo za korupcję.
Za "praktyki homoseksualne" grożą dwa lata więzienia i/lub chłosta. :( To chyba jedyne co mi się w tym kraju poważnie nie podoba.
Posiadanie, wwożenie, używanie gumy do żucia jest zabronione.

Przechodząc do radośniejszych tematów: uczelnia jest zajebista, laby są piękne i ogólnie ociekają kasą. Kampus to osobne miasto w mieście, przestronne, zielone, są sklepy, banki, basen, boiska, siłownie i w ogóle co tylko zechcecie.
No, wystarczy, w końcu są wakacje.



Jedzenie w sumie jest zajebiste, ale po dwóch miesiącach to już jednak mi się znudził ryż i ośmiornice, i cnotę bym oddała za ogórka kiszonego albo normalną bułkę z normalnym serkiem, albo zupę kalafiorową, albo naleśniczka z dżemikiem... eh.


Jedzenie jest dość tanie, zwłaszcza w stołówkach uczelnianych, które są moim głównym źródłem pożywienia. W akademiku nie ma kuchni więc choćbym chciała nie bardzo mam jak coś ugotować.
Alkohol jest absurdalnie drogi. Papierosy są absurdalnie drogie i mają zniechęcające obrazki. Kosmetyki są absurdalnie drogie. Ceny ubrań wahają się od umiarkowanie drogich do absurdalnie drogich. Kino jest absurdalnie drogie.
W związku z powyższym Singapurczycy masowo jeżdżą na zakupy i do kina do Malezji. Ceny w Malezji wydają się być podobne jak w Polsce. Z tym że jest to kraj w zasadzie muzułmański więc ciężko o alkohol.

 I w ogóle to wiecie co? Z perspektywy równika rzeczywiście różne sprawy wyglądają inaczej.

2 komentarze:

  1. udanej podróży, czekamy na następne informacje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 39 yrs old Librarian Isahella Baines, hailing from Cookshire enjoys watching movies like Planet Terror and Geocaching. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a C70. kliknij ten

    OdpowiedzUsuń